Hejo!
Zanim przejdziemy do rzeczy,
chcę was przeprosić,że tak
długo nie było żadnego posta!
Ale dla tego, że nie było posta
piszę go teraz :)
A więc w niedziele byłam w terenie!
Nie wiem kto by się nie cieszył.
Wszystko wam opiszę ale jest jeszcze jedno...
NIE POJECHAŁAM NA BELLI!
Nie rozumiem mojego instruktora,
no ale trudno cóż poradzić...
Byłam w terenie to znaczy, że jechałam
na koniu.
Założę się, że nasuwa (pozdrawiam edachroset
i edacolsunting :) )
się wam pytanie:
"Ale na jakim koniu jechałaś?"
Otóż jechałam na Donjuanie ,
na którego każdy mówi Donek.
Trochę stępa,trochę kłusa a co z galopem?
Z galopem to nawet śmieszne, ponieważ
on chyba nie rozróżnia galopu od kłusa.
Było tak: stępem to on kłusem,
kłus to on galop, galop... nie wiem
czy to można nazwać cwałem,
ale raczej to bardzo szybki galop :)
No to my sobie jeździmy i jeździmy
i widzimy jezioro to głupio by było
do niego nie wejść... prawda?
Ale nie mogłam wejść bo instruktor
dał mi konia, który boi się wody :)
No ale co trudno....
No to do jutra koniarze :)
hahhahha:) cudowny wpis:) i dziękuję za pozdrowienia:)
OdpowiedzUsuńa Donek pisze się Don Juan :):)
dzięki :)
UsuńSzkoda tego jeziora.
OdpowiedzUsuńPławienie koni to podobno najcudowniejsza rzecz w terenie. :)
Coś nie widzę, żebyś brała się za krzyżówkę dla Belli.
no wiem bo jeszcze do tego się nie dobierałam :)
OdpowiedzUsuń